Szkolne wygłupy

Wspominając szkołę robimy to z reguły z dużym sentymentem. Przynajmniej mi kojarzy się ona z beztroskim okresem życia, w którym nie miałem jeszcze poważnych zmartwień i żyło się spokojniej. Ostatnio dzięki portalowi społecznościowemu udało się nam zorganizować klasowe ognisko, na które przyszło aż 46 osób. Była prawie cała klasa A i połowa B, czyli równoległej. Nasza szkoła była jednak mała, więc znaliśmy się z nimi prawie tak, jak z osobami ze swojej klasy. Postanowiliśmy więc zaprosić także ich, gdyż tak po prostu wypadało, a i większość osób tak chciała. Ognisko miało wyglądać na typowe, które nie raz i nie dwa razy w roku organizuje się wraz ze znajomymi. Oczywiście wiadomym było, że będzie dużo więcej osób, więc organizacja musiała być sprawniejsza.

Na całe szczęście panowaliśmy nad sytuacją i wiedzieliśmy, że towarzystwo ma już swoje lata. Nikt nie miał w planie niczego podpalić, czy też rzucać się kamieniami, jak to czasem miało miejsce w głupich i szczeniackich latach. Oczywiście na grupie ustaliliśmy wszystko najważniejsze kwestie. Jedzenie we własnym zakresie, gdyż składki nigdy się nie udają i da 15 osób, a kolejne 30 zapomni. Z doświadczenia więc wiem, że najlepiej jak każdy zrobi zakupy, a wtedy wszystko będzie jak należy. Tak więc zrobiliśmy i wszyscy w umówioną sobotę stawili się na górce za moim domem z pełnymi reklamówkami jedzenia. Jakież to piękne uczucie, gdy widzi się niektóre buzie po wielu latach.

Ja należę do osób sentymentalnych, dlatego też lubię tego typu spontaniczne akcje i staram się je organizować jak najczęściej. Zjawili się wszyscy, na których najbardziej oczekiwałem. Było też oczywiście kilka czarnych owiec, za którymi nie każdy przepadał, ale po prostu nie wypadało nie dodać ich do grupy i nie zaprosić na wydarzenie. Byliśmy przecież jedną społecznością i pomimo wielu niesnasek – trzymaliśmy się zawsze razem. Robert pojawił się jako pierwszy, zaraz po mnie i drugim organizatorze ogniska. Oczywiście jak to on rzucił ciętym tekstem, który brzmiał jak zrobić śnieżynkę z papieru. Był to nasz kultowy tekst, z którego śmialiśmy się często w gimnazjum. Powodem tego tekstu była sytuacja, która przydarzyła nam się pewnej zimy.

Otóż jeden z naszych znajomych został obrzucony prawdziwymi śnieżynkami, a że w pobliżu nie miał już śniegu, bo była to wiosna, to spytał nas właśnie jak zrobić je z papieru. Było to bardzo zabawne i szkoda, że nikt nie nagrał tej sytuacji. Kiedy ją opowiadamy nie brzmi ona już tak zabawnie, jak wyglądała na żywo. Na całe szczęście było tam wiele osób z naszej klasy i kto miał, to zakodował ją sobie w swojej głowie. Impreza trwała w najlepsze i skończyła się nad ranem. W końcu każdy z nas był świadom, że do kolejnego tego typu spotkania pewnie zbyt szybko nie dojdzie. Jest bowiem bardzo ciężko zebrać prawie 50 osób w jednym miejscu o danej porze. Każdy ma bowiem inne obowiązki i wiele osób jest w stałych rozjazdach. Na szczęście umówiliśmy się już wstępnie na kolejne tego typu ognisko i każdy ma datę w głowie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here